Slonca w tym roku niewiele we Francuskiej Bretanii, ale wiem, ze w Polsce jest ono duzo bardziej obecne. Widzac wiec znajomych nakladajacych gruba warstwe kremu “przeciwslonecznego”, kiedy tylko dwa promienie pojawiaja sie na horyzoncie, postanowilam napisac o skorze, sloncu i promieniach…
Od dziecka uwielbialam surowe owoce i warzywa, od 15 roku zycia jestem wegetarianka, a od jakis 10 lat weganka i prawie zupelnie witarianka od kilku ostatnich lat… Oczywiscie zmiany w diecie przychodza bardzo powoli, naturalnie zdawalam sobie sprawe, ze ten, czy ten pokarm wcale mi juz nie sprawia przyjemnosci, wiec jest to moze moment na to, by go juz nie jadac… ? tak stalo sie z rybami, potem serami, jajkami, chlebem… A nasza dieta jest coraz bogatsza w swieze owoce i warzywa, kielki (od kilku miesiecy mamy easygreen i jest ich pod dostatkiem!), suszone surowe krakersy i inne “pieczywo”, kielkowane zboza, awokado, doskonale surowe sosy, kremy, pasty, masla, ciasta i desery, troche sojowego jogurtu... Im wiecej przyzadzam surowych pysznosci, tym mniej mam ochote na gotowane i pozbawione “tego czegos” (powiedzialabym zycia…) pozywienie. Nawet to, co uwielbialam wczesniej nie wydaje mi sie juz w ogole atrakcyjne. Co wiecej, od kiedy mamy nasz filtr do wody (fontanna Eva), ktory oczyszcza, mineralizuje, ale takze przywraca aktywna strukture komorek wody, by byla ona “uzywalna” przez nasze cialo, przestaje pic zielona herbate!!! Tak, tak, od jakis 20 lat nie wyobrazam sobie poranka bez filizanki (raczej 1/2 litrowego kubka :) ) zielonej herbaty. Naturalny lek medycyny chinskiej, ktory zawsze pomagal mi doskonale trawic i oczyszczac organizm, i ktory wolalam zawsze od wody do picia, zaczyna usuwac sie w cien przed szklanka… wody. I tu, kiedy poraz pierwszy w moim zyciu pijam “prawdziwa wode” (bo niestety woda w butelce nie jest uzyteczna dla komorek ludzkiego ciala, nie jest “zywa”), nie tylko zaczelam lubic wode, ale ku wlasnemu zdziwieniu odstawiam wszelkie inne napary i napoje… Narazie tyle, bo wciaz jestem w fazie eksperymentu z “zywa” woda i obserwacji.
Wiec od dziecka bylam duzo bardziej odporna na slonce niz ktokolwiek inny z mojego otoczenia, moge pozostawac na sloncu prze dlugie godziny i nigdy nie mam oparzen skory. I do tego uwielbiam promienie slonca na moim ciele, mam zawsze wrazenie, ze budza one zycie w calym ciele… Poprawia sie humor, mamy wiecej energii, cialo sie oczyszcza… Dopiero calkiem niedawno dowiedzialam sie, ze zywnosc ma ogromny zwiazek z nasza odpornoscia na slonce, a raczej z mozliwoscia przeksztalcania promieni slonca w energie. Im wiecej roslin w naszej diecie, szczegolnie zielonych lisci, tym doskonalej wykorzystujemy promienie slonca dla budowania wlasnej witalnosci. Promienie slonca lecza, odzywiaja komorki, wzmacniaja nasza witalnosc oraz odpornosc emocjonalna.
Slonce to zycie, zwierzeta i rosliny nie boja sie slonca, przeciwnie, lakna promieni, rosna i rozwijaja sie dzieki nim. Czlowiek jest jedyna istota, ktora sie go niemlze panicznie boi… ? Dlaczego…?
Z wlasnego doswiadczenia wiec zachecam z calego serca do wyrzucenia kremow slonecznych, ktore odcinaja nas od naturalnego zrodla energii, sily i rozwoju, jakim jest slonce, a do czestego i swiadomego brania “kapieli slonecznych”, by cialo moglo zrewitalizowac wszystkie swoje sily. 20 – 30 minut dziennie, poza godzinami najwiekszego upalu, w zupelnosci wystarczy, dodajmy 1-2 porcje zielonego smoothie, 2 porcje dobrej salatki i kilka owocow do naszej codziennej diety, a energia, witalnosc, zdrowie i sila psychiczna beda nam towarzyszyc obficiej z kazdym dniem…
Slonecznych wakacji wszystkim
Karolina
Photo souce: google image
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz